właśnie migruje swoje środowisko “widoczne publicznie” na FreeBSD 10.1-STABLE z ostatnich maszyn, na których była jeszcze 9’ka.
dotarło do mnie właśnie, że moja przygoda z FreeBSD zaczęła się w okolicach wersji 4.1 (jeszcze widziałem gdzieś płytki z 3.4) jakieś… 14 lat temu? było to zaraz po tym, jak upgrade glibc na Slackware spowodował totalną zapaść wszystkiego co się rusza, poza bootem samego jądra.
jakiż świat dzisiaj jest inny - docker króluje, tworzenie kolejnych wirtualnych instancji jest tanie (brakuje tylko nowych publicznych adresów IPv4) a samo FreeBSD domyślnie zawiera już dzisiaj VIMAGE… starzeje się :)
w dodatku cloud, którego używam najczęściej oparty jest właśnie o moje własne maszyny - dzięki Bittorent Sync, który działa doskonale na Macach, PeCetach i telefonach. wygląda zresztą na to, że w taką wirtualną chmurę przenosić się będą coraz częściej zagrożone portale - tak jak kiedyś WikiLeaks, dzisiaj robi to PirateBay.
a na moim biurku - esencjalizm. obok dwuprocesorowej maszyny z Windowsami, która stoi pod stołem, na biurku stanął sobie parę miesięcy temu za dwoma monitorami tzw. ‘cylinderek’ czyli Mac Pro 2013, zastępując oba Maci Mini.
128GB RAMu zdecydowanie daje radę - pod VMWare Fusion 7 w końcu jest miejsce na odpalenie wielu VMek jednocześnie, na Macach Mini konieczność mieszczenia się w 16GB była nieco uciążliwa. także dysk z natywnym kontrolerem PCIe wyraźnie pokazuje różnice - co prawda w moim macu mini z i7’ką używałem dwóch dysków M550 spiętych w RAID0 i osiągały wydajność również na poziomie 700-800MB/s, ale ten wykracza momentami ponad 1GB/s.
w ciągu ostatniego roku z czterech komputerów na biurku i 6 monitorów zrobiły się trzy monitory i dwa komputery. ciągłe zmienianie komputerów, patrzenie w inne ekrany - zmienianie kontekstów tak naprawdę spowalnia… a i tak większość pracy zrobiłem w tym roku, nie oszukując - na MacBooku Pro w tzw. “ruchu”.
pozostaje zatem mieć nadzieję, że to wszystko się do czegoś użytecznego przyda.