po problemach z MBP, trafiłem na przedziwną serię problemów z SSD i szczerze mówiąc jestem mocno zaniepokojony kierunkiem w który zmierza rynek dzisiejszej elektroniki - i to w końcu nie tej najtańszej.

najpierw OCZ Vertex 2 - mój MBP nie jest w stanie obsłużyć poprawnie SATA3 mimo że kontroler Intela tak, przesiadłem się zatem z Cruciala M4 na OCZ’ta pracującego z SATA2. padł po tygodniu, totalnie martwy i zimny. no cóż, na szczęście procedura RMA działa, trzeba wysłać dysk do Holandii i czekać na odesłanie działającego. już rzuciłem się w tej sytuacji na nowe dyski Intela 320, ale nauczony ilością dramatów ostatnio rzuciłem okiem na fora dyskusyjne - i co się okazuje? Intel pracuje nad rozwiązaniem problemu resetowania się tych dysków do oszałamiającej pojemności 8MB. dzieje się to często, choć przedstawiciele Intela próbują przekonać forumowiczów, że jednak rzadko :)

wróciłem na razie do dysku Seagate’a Momentus XT, który na moje szczęscie jest szybki (głównie dlatego że hybrydowy), ale ma też swoje problemy i to nie tylko pod MBP. o ile firmware SD24 pracuje w moim stacjonarnym PeCecie w domu pod kontrolą W7 x64 bez problemu (a przynajmniej zauważalnych problemów), o tyle ma okresowe tendencje do rozpędzania się i mocnego nagrzewania w MBP pod kontrolą firmware SD23 i SD25/26. i nie, Lion nie pomaga :)

fora OCZ, OWC, Cruciala i Intela są pełne wątków problemów z dyskami SSD, w tym SATA3, w teoretycznie wspieranych konfiguracjach. wszystko to prowadzi mnie do jednego wniosku: SSD wraz z dziesiątką mechanizmów usypiających, oszczędzających energię oraz wspierających optymalizacje (TRIM, Garbage Collection - można napisać kolejne dwa wypracowania na ten temat) po prostu jeszcze nie dojrzały. a może doszliśmy już i tu do etapu że kupuje się sprzęt na pół roku a potem kolejny i kolejny? dramat.

czas wrócić do starych, dobrych, mechanicznych i prądożernych dysków 5400 i 7200rpm :)