po śmiesznej już dzisiaj opowieści żołnierza brytyjskiego SASu, ukrywającego się pod pseudonimem “Andy McNab”, który opisał swoją fantastyczną opowieść - lepszą niż Rambo i Commando razem wzięte - o operacji w Iraku (a w istocie jego nieudolność jako dowódcy doprowadziła do śmierci jednego z jego własnych żołnierzy, ran i niewoli innych, co zostało niezależnie zweryfikowane przez Michaela Ashera i Petera Ratcliffe, bardzo długo nie znalazłem w opisach potyczek i operacji wojskowych przekłamań na taką skalę.

nie mają jednak ostatnio dobrej prasy amerykańskie wojska specjalne. żeby było jasne - jestem pełen podziwu dla profesjonalizmu i poświęcenia, z jakim żołnierze służą swojej ojczyźnie, choć kwestionować można (zawsze) zasadność ich użycia oraz to, co w ogóle rząd Stanów Zjednoczonych wyrabia na świecie. odkąd w kolejnych książkach obnażono jak lobby niespełna rozumu militarystów w stylu Donalda Rumsfelda, obu panów Bushów i paru innych osób nakłaniało do szukania nieistniejących WMD w Iraku żeby osiągnąć własne cele polityczne, trudno wierzyć w ‘demokracje i wolność’ w tym, co wojska USA robią na świecie. ale tak jak powtarzam, uważam że są profesjonalistami, a czytając ich wspomnienia widać, jak bardzo wiele starają się robić dla mieszkańców krajów, w których lądują i starają się przywrócić normalność.

tym niemniej jednak, wygląda na to, że upadają kolejne legendy. epicka historia Gary’ego Gordona i Randy’ego Shugharta, którzy ruszyli na pomoc załodze śmigłowca UH-60 Blackhawk (kod wywoławczy Super-Six Four) pilotowanego przez Mike’a Duranta w pamiętnej, październikowej operacji w Mogadiszu (sportretowanej mimo wszystko mocno zafałszowanym filmie Black Hawk Down) i zgineli, broniąc Duranta zapada głęboko w pamięć jako akt godny Medalu Honoru.

ostatnio miałem jednak okazję przeczytać parę książek niezależnych autorów o dwóch innych operacjach przeprowadzonych w Afganistanie - rozpoczęciu operacji Anakonda, w której zginął PO Neil Roberts (bitwa na Takur Ghar, oraz jednej z akcji otwierających w ramach operacji Red Wings, w której zginęło trzech z czterech operatorów grupy Navy SEALS.

historia Robertsa również wyglądała na epicką w pierwszych dwóch książkach, jakie miałem okazję o operacji Anakonda przeczytać. według dwóch różniących się delikatnie wersjami opowieści, Roberts wypadając ze śmigłowca, którym podróżuje cały jego zespół walczy przez 6 (lub 8) godzin, w śniegu, sam, przeciwko przeważającym siłom nieprzyjaciela (Talibom). używa broni własnej (karabinu SAW), potem broni osobistej (pistoletu Beretta 9) a w końcu, gdy skończy mu się amunicja, z broni zabitych przeciwników, dziesiątkując obsadę wzgórza. w końcu Talibom i wojownikom czeczeńskim udaje się go jednak otoczyć i w makabryczny sposób rozstrzelać w ramach zemsty za tak poważne straty. w ostatnio wydanych książkach, opartych już o wywiady bezpośrednie z osobami, które widziały na żywo przebieg operacji z nagrań z drona PQ-1 Predator, słuchały wymiany obserwacji pomiędzy załogami śmigłowców oraz AC-130 Spectre, latającego nad wzgórzem wygląda na to, że Robertsowi udało się przeżyć na wzgórzu “jedynie” paręnaście minut - nie można oczywiście odmówić temu dzielnemu wojownikowi heroizmu w obliczu przeważających sił wroga, ale po co w tak bezsensowny sposób fałszować rzeczywistość? zginął bardzo dzielny człowiek, który nie poddał się zgodnie z credo swojej jednostki, ale czemu nie opowiedzieć jego historii od razu tak jak dało się to ustalić z materiałów i świadków? późniejsza bitwa na Takur Ghar pełna była zresztą aktów heroizmu i można było ją opowiedzieć tak, jak faktycznie miała miejsce od razu.

druga historia, która niedawno przykuła moją uwagę to rzeczone otwarcie operacji Red Wings. grupa czterech Navy SEALs desantuje się aby uchwycić lub zabić jednego z drobnych lokalnych przywódców grupy Talibów. według jedynego członka zespołu, który przeżył - Marcusa Lutrell, zespół zmuszony jest do podjęcia trudnej moralnie decyzji (zabić czy nie pasterza który dosłownie wchodzi na ich kryjówkę), która to historia sama w sobie wzbudza zdziwienie by nie powiedzieć rozbawienie znawców rzeczy. tym niemniej jednak grupa zostaje odkryta a jej członkowie muszą walczyć o swoje życie. Marcus opisuje w swojej książce (którą przeczytałem pierwotnie z ogromnym poruszeniem) heroiczną walkę z setkami wojowników, których on i jego koledzy z oddziały dosłownie dziesiątkują w wyniku wielogodzinnej potyczki. historia tego jak walczyli i umierali jest bardzo przygnębiająca i idealnie pasuje do wyidealizowanego obrazu wojowników i operatorów Navy SEALs. niestety, bardzo szybko szukając większej ilości informacji na temat przebiegu potyczki napotkałem się na informacje burzące ten epicki obraz przedstawiony przez Marcusa. okazuje się, że on sam na debriefingu operacji powiedział wprost, że w trudnym terenie sprzyjającym Talibom walczyło z nimi zaledwie “10-15” ludzi. co więcej, Marcus opisuje jak po potyczce uciekając przed szukającą go prawdziwą armią (liczebnie) Talibów, zabija za pomocą swojego wyciszonego M4 dwóch kolejnych wojowników. to również okazało się nieprawdą. Marcus przeżył, wrócił do kraju dzięki pomocy i ochronie mieszkańców wioski a następnie pięknie opisał historię swoich towarzyszy broni. ponieważ jednak totalnie zafałszował opowieść o całości starcia, a tym razem nie ma (przynajmniej oficjalnie) dowodów w postaci materiałów filmowych, trudno ustalić czy faktycznie miało ono taki przebieg jaki miało. na nagraniach udostępnionych przez Talibów wyraźnie słychać, że Navy SEALs odpowiadają przeciwnikowi ogniem krótkimi, celowanymi seriami, ale udostępnione fragmenty mówią za mało o tym, co i jak po kolei działo się w trakcie tej potyczki. na podstawie tego zajścia za moment pojawi się zresztą typowa hollywoodzka produkcja, która sądząc z trailera zawiera jeszcze większą ilość kłamstw i zafałszowań rzeczywistości niż sama książka Lutrella.

a dzisiaj przeczytałem ten artykuł. okazuje się, że legendarna już dzisiaj operacja, w której to snajperzy Navy SEALs zabili trzema celnymi strzałami trzech piratów, też nie została opowiedziana zgodnie z prawdą. i też ktoś zrobił film o wersji ’troszkę mało prawdziwej’. oh my…

pozostaje pytanie - po co tak? czy faktycznie ludzie zdolni do przeżycia legendarnego BUDS, muszą potem wybielać rzeczywistość i dopisywać niestworzone historie do i tak godnej chwały prawdy? ludzie oddają swoje życie za to, w co wierzą. to najwyższe poświęcenie, godne pamięci i należnego miejsca w historii. czemu ułomność ludzka zwycięża nawet takie silne osobowości?

bardzo podoba mi się jeden z cytatów George’a Orwella - ‘śpimy bezpiecznie w naszych łóżkach tylko dlatego, że czuwają nad nami twardzi ludzie, gotowi zanieść przemoc tym, którzy chcieliby zrobić nam krzywdę’. oddaje on, kim powinni być ludzie, w których prawdomówność i nieskazitelność nie powinniśmy nigdy zwątpić.

oby tak - mimo wszystko - było. tym wszystkim ludziom, którzy wczoraj, dzisiaj i jutro czuwać będą by chronić nas przed zagrożeniami, chciałbym niniejszym w ten skromny sposób podziękować. podziwiamy Was. nie róbcie nic, co mogłoby to zmienić.