…to oczywiście jedno z najgorszych siedlisk “zła” na tym świecie. traktowanie pasażerów jak bydła w trakcie całego procesu wejścia do i wyjścia z samolotu (nie pomijajmy radosnego etapu kupowania biletu, nie mówiąc o próbie jego późniejszej modyfikacji) stało się dzisiaj - generalnie - nową normą.

miałem parę miesięcy temu okazję poleciec w Polsce tam i z powrotem w dwa różne dni - poniedziałek i środę. w poniedziałek ochrona i kontrola bezpieczeństwa nie radziła sobie rano z niczym, w związku z tym mój bagaż podręczny prześwietlono pobieżnie, popędzając mnie dodatkowo w przejściu żebym nie blokował przejścia. było wiele osób, którym bagaż przeglądano jeszcze bardziej pobieżnie - lub wcale (mimo tego, że nie mieli kart identyfikujących obsługi samolotu przeprowadzano je obok bramek bezpieczeństwa). w środę natomiast, mój plecak został dokumentnie rozbebeszony, włącznie z wyciągnięciem wszystkich pojedynczych kabli, a w końcu jeszcze pan poprosił o uruchomienie komputera i iPada. na moje pytania dotyczące różnicy do poniedziałku nie potrafił podać żadnej sensownej odpowiedzi poza stwierdzeniem że “to wszystko przez Unię” oraz “mnie to nie interesuje, ja mam swoje obowiązki”. od razu poczułem się lepiej jako pasażer.

jedynymi ożywczymi komentarzami w całej dyskusji o przyjazności linii lotniczych dla ich klientów są te, które pokazują jak nieudolne i żałosne są próby utrzymania tzw. “bezpieczeństwa” w portach lotniczych, przez różnego rodzaju służby. nie trzeba odpalać google’a i szukać - miałem wielokrotnie okazję, przez własne niedopatrzenia i pomyłki, okazję latać do Londynu z nasto-centymetrowym śrubokrętem krzyżakowym, scyzorykiem i innymi elementami mogącymi posłużyć do masowego zabijania na pokładzie. w większości przypadków orientowałem się w przeoczeniu służb w hotelu rozpakowując plecak - lub na Heathrow, próbując wrócić do kraju z dziwnymi jak na bagaż podręczny przedmiotami.

nie będę nawet zaczynał o tym, jak denerwujące jest udzielanie niekompetentnym i niedoinwestowanym agencjom w Stanach Zjednoczonych odcisków swojego palca i zdjęcia siatkówki…

trafiłem dzisiaj na fajny artykuł o nowym patencie, który miałby zwiększyć efektywność upakowania samolotów pasażerami.

na pocieszenie, można jeszcze raz rzucić okiem na sposób wchodzenia na pokład - oczywiście ten, którego używają wszyscy, jest najgorszy i najwolniejszy. czemu mnie to nie dziwi?

czemu zatem, ah czemu, linie lotnicze, czyli ludzie w nich pracujący, nie starają się naprawdę uczynić wszystkiego, żebyśmy pamiętali podróż samolotem jako wspaniałe wydarzenie, albo w ostateczności - wygodną konieczność? nie wiem. ale to tylko jedno z wielu pytań, na które brakuje dobrej odpowiedzi. a oczywista (“ślepa pogoń za maksymalizacją zysków”) wydaje się… niedopuszczalna.

prawda? :)