zapewne wszyscy oglądający TV i słuchający radia, albo chociaż z dostępem do Internetu wiedzą, że dzisiaj w trakcie pokazów na AirShow w Radomiu Su-27 białoruskich sił powietrznych rozbił się, grzebiąc we wraku obu pilotów (a w zasadzie - pilota i operatora systemów uzbrojenia, choć nie wiem czy ten model był akurat szkolnym Su-27UB czy jakąś inną wersją).

pokaz był piękny jak to zwykle w przypadku rosyjskich maszyn w powietrzu i pewnie napiszę się o nim jeszcze wielokrotnie - źródła wojskowe podawały jeszcze po południu na miejscu, że samolot w trakcie spadania wpadł w linie wysokiego napięcia i stąd prawdopodobnie piloci nie mogli się katapultować gdy wszystko było już jasne. chwała że nie pozwolili by płatowiec spadł na domy - patrząc na miejscu na trajektorię lotu samolotu trudno oprzeć się wrażeniu że robili wszystko, by wrócić nad lotnisko mimo że ich manewr wyprowadzony był daleko za nie.

druga tragedia Radomia to po prostu dramat organizacyjny. ta impreza po prostu nie powinna się odbywać. niedawno byłem w Góraszce, gdzie od parkingu do wejścia na teren lotniska było 600 metrów i to po południu. na miejscu dało się zjeść, obsługa barów miała coś więcej poza kiełbasą i karkówką (i była wychowana - zachowania obsługi dwóch tawern na miejscu pozwolę sobie nie skomentować). żeby dojść z miejsc parkingowych pod Radomiem na AirShow czekał wielbicieli spacerek - i to wielokilometrowy. autobusy a i owszem - wypchane po brzegi szyb jeździły od czasu do czasu. godzina na dojście szybkim krokiem z parkingu do lotniska, godzina stania w totalnie bałaganiarskiej i nieopanowanej przez siły ochrony i wojska (wstyd!) będące na miejscu. żałosny widok pana z żandarmerii wojskowej próbującego na skrzyżowaniu jednostki kierować ruchem pojazdów cywilnych stoi mi przed oczami do tej pory - tacy ludzie nie powinni dostawać tak odpowiedzialnych zadań, nie mówiąc już o broni do rąk. z wyjściem po katastrofie Su-27 było jeszcze gorzej - gdyby samolot spadł w tłum, w panice stratowano by prawdopodobnie więcej ludzi niż zginęłoby w samym wypadku - totalnie nieprzygotowany obiekt, z wąskimi przejściami, ulicami zastawionymi samochodami firm współpracujących (dodatkowo utrudniając wyjście i powodując zatory) - słowem - dramat czekający na to żeby się wydarzyć.

ja mam dosyć - drugi raz do Radomia nie pojadę. łącznie ponad 4 godziny spędzone na nogach żeby wejść i wyjść z obiektu to trochę za dużo. nie mówiąc już o tym, że publikuje się na stronie plan pokazów nie po to, żeby go potem dowolnie modyfikować - Red Arrows zagościły nad radomskim lotniskiem dobrą godzinę przed planowanym pokazem, ale to i tak dobrze, bo przynajmniej obejrzałem część pokazu zza szyb samochodu, a nie próbowałem je dojrzeć między drzewami, stojąc z tłumem do kas imprezy na miejscu.