Bellingcat

Eliot Higgins stworzył w swojej kuchni bardzo potężną już dzisiaj organizację, próbującą opanować chaos związany z powszechną dezinformacją i kłamstwami - osób, organizacji, firm i całych krajów.

rzeczona książka opisuje jego podróż od wspomnianej kuchni i laptopa podłączonego do internetu do miejsca gdzie dzisiaj jest Bellingcat (zdradzę historię nazwy jeśli jej nie znacie - nazwa pochodzi od analogii do dzwoneczka u szyi kota, zawieszonej aby ostrzec ptaki przed atakiem).

Bellingcat to z jednej strony doskonale zorganizowana grupa “głównych” badaczy i pasjonatów próbujących zebrać fakty i skleić je w obiektywną prawdę, a z drugiej setki jeśli nie tysiące woluntariuszy na całym świecie pomagających w każdym prowadzonym przez organizację śledztwie. a jak pewnie wiecie lub jak prosto się zorientować - dokonania grupy są imponujące.

od jednoznacznego zidentyfikowania rosyjskich morderców, którzy zestrzelili samolot MH17 nad Ukrainą, przez rosyjskich agentów GRU próbujących pozbyć się swoich byłych kolegów w Wielkiej Brytanii, po demaskowanie i obnażanie kłamstw reżimu al-Assada w toczącym się konflikcie w Syrii, czy też (żeby nie mówić tylko o Rosji) - skandalu z sektorem żerowania na dobrze sprzedawalnych “newsach” w Wielkiej Brytanii. i to wszystko za pomocą sieci kontaktów i informacji dostępnych dzisiaj tonami na mediach społecznościowych, portalach wideo i bazach danych dostępnych przez internet.

jak przewidział już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku Stanisław Lem, internet stał się z jednej strony wspaniałym narzędziem do nauki i zdobywania wiedzy za cenę dostępu do niego, ale z drugiej strony - śmietnikiem ludzkości, w którym każda najdziwniejsza koncepcja czy też wykrzywiona przez chory umysł historia może się znaleźć. jesteśmy zalewani “fake newsami”, coraz częściej zaczynamy oglądać fałszywe lub fabrykowane wideo - i odsianie tego co istotne i prawdziwe stanowi coraz większą trudność. zatem istnienie takich organizacji jak Bellingcat (nie są jedyni) pozwala mieć nadzieję, że zarówno duże jak i małe niegodziwości nie umkną sprawiedliwości - choć każe się też zastanowić do czego to wszystko dąży.

Chiny już od dłuższego czasu pracują nad alternatywą do obecnego protokołu IP, pod zaledwie cieniutką tylko warstwą pozorów ukrywając, że chodzi o absolutną identyfikację wszystkiego i każdego. po co? wystarczy zobaczyć co Chiny robią z mniejszościami religijnymi czy etnicznymi i jak bardzo kontrolują wszystko i wszędzie. w zasadzie każdy totalitarny rząd - Rosja, Chiny, Turcja, Korea Północna, Myanmar i inne - poważnie liczy się ze swobodami (i w związku z tym - niebezpieczeństwami) jaką daje internet i zabiera się za jego kontrolę gdy tylko ma ku temu okazję (możliwości i chętni do ich zastosowania znajdą się zawsze).

technologia a ludzie

pozwolę sobie na krótką dygresję, ale w temacie głównego nurtu tego postu.

równowaga pomiędzy wolnością słowa a agresywnym śmietnikiem tworzonych przez roszczeniowych, samo-uwielbiających się “influencerów” czy też świadomie produkowanymi “prawdami” jest jednak niebywale trudnym tematem. nie udało się tego problemu rozwiązać w ciągu ostatnich paru dekad, ale też nie łudźmy się, że rozwiąże je sama technologia. znam technologię, zajmuje się nią od 25 lat i sama w sobie nie rozwiązała do tej pory żadnego problemu. ludzie ją wykorzystujący - a i owszem.

upadek standardów trwający od lat, dający się obserwować również w naszym własnym kraju, niewątpliwie związany jest z brakiem edukacji, ale też zdrowego rozsądku i umiejętności racjonalnego spojrzenia w przyszłość. myślenia o sobie ale i o innych, w tym słabszych (w każdym rozumieniu tego słowa). jedynym rozwiązaniem jest edukacja, która dzięki internetowi jest dzisiaj dosłownie na wyciągnięcie ręki (oczywiście jeśli ma się internet i urządzenie, które na dostęp do niego pozwoli - co w Polsce jest nadal jednym z podstawowych problemów nauczania na odległość).

rozsądne podejście do wiadomości z kraju i ze świata, decyzje na poziomie lokalnym - tym “swoim”, świadome sprzeciwianie się szumowi informacyjnemu i rzeczonym, bezmyślnie powtarzanym, “retwitowanym” i “reszerowanym” “niusom” to jedna z bardzo praktycznych akcji, którą może podjąć każdy z nas.

parę lat temu rzuciłem swoim dwóm przyjaciołom zajmującym się technologiami pomysł (jak zwykle, idealistyczny), żeby otworzyć kolejny portal “społecznościowy”, ale nastawiony tylko i wyłącznie na praktycznie weryfikowalne, obiektywne prawdy. och, jakże naiwny byłem i jak wiele jeszcze nie wiedziałem o trudnościach natury moralnej ale i technicznej - problemach, które zjadają dzisiaj gigantów na tym rynku. od tego właśnie ma się przyjaciół, żeby na spokojnie ale jednak starali się odwieźć od robienia głupich rzeczy.

oczywiście problem pozostaje - i pytanie kiedy i jak uda nam się go (jako ludzkości) rozwiązać. wierzę w utopię (być może stworzoną na barkach prawdziwie odpowiedzialnie stworzonej AI), ale na razie organizacje takie jak Bellingcat po prostu muszą istnieć żeby chronić obywateli przed rządami i odsiewać fałsz od prawdy w zalewie cyfrowej sieczki.

warto?

zdecydowanie warto kupić i przeczytać, choć strona grupy zawiera dużo więcej detali o poszczególnych śledztwach i sprawach, którymi zajmował i zajmuje się Bellingcat. książka może być zatem przerywnikiem w lekturze zgromadzonych i publicznie dostępnych materiałów - albo, jeśli w ogóle do tej pory nie znacie grupy - doskonałym wstępem do tej pogłębionej lektury.

polecam!